Przy Roosevelta w Zabrzu Arka chciała zrewanżować się Górnikowi za czwartkową porażkę w Pucharze Polski, co Dawid Szwarga potwierdził wyjściowym składem, desygnując do boju swój pierwszy w garnitur. Michal Gaŝparik, zgodnie z przewidywaniami, nie mogąc skorzystać z kontuzjowanego Rafała Janickiego, na środek obrony przesunął Kryspina Szcześniaka, a na prawej flance umieścił Pawła Olkowskiego.

Mecz zaczął się od huraganowych ataków gospodarzy. W 5. minucie Węglarz sparował na korner strzał Chłania w prawy narożnik jego bramki, a minutę później gdyński golkiper poradził sobie z płaskim uderzeniem Abrosa z 13 m w środek bramki. Żółto-niebiescy odpowiedzieli próbą Kerka z rzutu wolnego podyktowanego za faul na szarżującym na połowie Górnika Jakubczyku, jednak piłka przeleciała metr nad poprzeczką. W 13. minucie zabrzanie litości już nie mieli - piłkarze Gašparika przeprowadzili szybką akcję, Sow odegrał na jeden kontakt do Ambrosa, Czech wykonał prostopadłą piłkę w tempo do wychodzącego na czystą pozycję Lisetha, Hermoso się zagapił, a Norweg uciekł Zatorowi i strzałem w długi róg otworzył wynik. Cztery minuty później po uderzeniu Sowa z narożnika pola karnego i rykoszecie od Kocyły futbolówka przeszła tuż obok słupka Węglarza. Po kornerze Josema główkował nad poprzeczką, dochodząc do strzału po dośrodkowaniu Janžy. Arka próbowała coś zdziałać głównie za sprawą Rusyna, który najpierw uderzył w boczną siatkę z pola karnego, a potem spróbował szczęścia z dystansu, ale futbolówka poleciała wprost do koszyczka Łubika. Do przerwy Górnik prowadził 1:0.

Za to druga połowa zaczęła się od mocnego uderzenia żółto-niebieskich. A właściwie Rusyna, który poszedł mocnym pressingiem w kierunku Łubika próbującego wyprowadzić piłkę z pola bramkowego po podaniu od Szcześniaka - Ukrainiec wpłynął na golkipera gospodarzy w takim stopniu, że ten nabił pomocnika gdynian i futbolówka znalazła się w siatce, a na tablicy wyników sensacyjnie pojawił się remis. Radość podopiecznych Szwargi nie trwała jednak długo. Już w 50. minucie Ambros zebrał piłkę, którą Arkowcy próbowali wybić z własnej szesnastki, natychmiast uruchomił Chłania, a ten rozpędził się z futbolówką, ograł Nguiambę i Zatora, po czym efektownym strzałem z narożnika pola karnego po długim rogu wyprowadził zabrzan na ponowne prowadzenie. Dziewięć minut później było już 3:1. Chłań tym razem zapisał na swoim koncie asystę, a do siatki trafił Hellebrand, którego mocne uderzenie z 17 m przełamało ręce Węglarza. Chwilę potem Górnik sunął z kolejnym atakiem kończonym strzałem Olkowskiego, który zatrzymał się na ręce Marcjanika, więc sędzia przyznał miejscowym jedenastkę. Do piłki ustawionej na wapnie podszedł Sow, z pierwszą próbą Senegalczyka spektakularnie poradził sobie Węglarz, ale wobec dobitki był już bezradny. Przy stanie 1:4 Arkowcom już całkowicie opadły skrzydła. Chłań polował na kolejne trafienie i w 67. minucie Węglarz sparował na rzut rożny strzał Ukraińca z 20 m. Cztery minuty później zawodnicy Gašparika upokorzyli żółto-niebieskich. Sow znalazł podaniem w polu karnym Zahovicia, Słoweniec odegrał do Kubickiego, defensywny pomocnik błyskawicznie oddał piłkę z powrotem Zahoviciowi, a ten uderzeniem z szybkiej nogi z 10 m natychmiast podwyższył na 5:1. W tej akcji po stronie zabrzan zgadzało się absolutnie wszystko, a gdyńscy obrońcy stali przez cały czas jak słupy soli, pobierając naukę gry w piłkę nożną. Do końca spotkania gospodarze wciąż dążyli do kolejnych bramek. Węglarz interweniował po kolejnej próbie Chłania i strzale Sowa z dystansu pod poprzeczkę, a uderzenie Kubickiego zostało zablokowane w ostatniej chwili. Podopieczni Szwargi stanowili smutne tło aż do ostatniego gwizdka.

Górnik w niedzielne południe całkowicie znokautował Arkę. Gdynianie nie istnieli na murawie. Udało się co prawda strzelić przypadkowego dupogola, ale to wydarzenie żółto-niebiescy zawdzięczają bardziej niefrasobliwości Łubika. Druga połowa to już całkowita destrukcja defensywy Arki popełniającej kardynalne błędy indywidualne. W ataku drużyna Szwargi po raz kolejny była żenująco bezzębna. Jeżeli tu ktoś nie rąbnie pięścią w stół, to ten zespół przegra na wyjazdach wszystko, co da się przegrać. W trzech ostatnich meczach poza własnym terenem Arka straciła 13 goli - to jest smutne kuriozum. Ratujmy, co się da. Tu chodzi o Ekstraklasę dla Gdyni. Ten sztab ma armię analityków, a kiedy przychodzi co do czego, to i tak drużyna po 13 minutach traci gola po prostopadłym podaniu Ambrosa, podczas gdy takie schematy w grze Górnika widzi każdy przeciętny kibic oglądający Ekstraklasę. To jest nieudacznictwo na każdym poziomie. Piłkarze i sztab za takie występy, jak ten w Zabrzu, powinni się wstydzić. Kibice przemierzają za nimi setki kilometrów, a potem dostają pokaz nieudolności. Czy ktoś tam rozumie, jaką koszulkę zakłada i dla jakiego herbu otwiera komputer na 15-godzinną analizę półprzestrzeni, z której nic nie wyniknie? W niedzielę za tydzień o 20:15 Arka podejmuje u siebie Lecha Poznań.


Górnik Zabrze - Arka Gdynia 5:1

Bramki: Liseth 13', Chłań 50', Hellebrand 59', Sow 62', Zahović 71' - Rusyn 46'

Górnik: Łubik - Olkowski, Szcześniak, Josema, Janža - Sow (75' Lukoszek), Kubicki, Hellebrand (64' Donio), Ambros (64' Zahović), Chłań (75' Kmet) - Liseth (75' Podolski).

Arka: Węglarz - Zator, Hermoso, Marcjanik (64' Gojny) - Navarro, Nguiamba, Jakubczyk (77' Sobczak), Kocyła (77' Gaprindaszwili) - Rusyn, Kerk (64' Sidibe) - Espiau (64' Szysz).

Żółte kartki: Hellebrand - Marcjanik, Zator, Sidibe.

Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).

Frekwencja: 23 171.

W 62. minucie Damian Węglarz obronił rzut karny wykonywany przez Ousmane Sowa.